środa, 23 lipca 2014

Rozdział 2

Muzyka: Skillet - Rise

- Dlaczego on tak nerwowo się zachowywał? - Odpakowałam batonika, i wzięłam kęs.
- To jest duży kombinator. Chodziły słuchy że miał jakieś zamiary co do college'u. - Brooke odchyliła głowę, napawając się ciszą panującą w parku.
- Uu. - Pokręciłam głową, i poprawiłam torebkę która niesymetrycznie leżała na moich kolanach. Każda nierówna rzecz sprawiała że wpadałam niemal w furię.
- Trzymaj się od niego lepiej z daleka. Krętacz, cynik, arogant, egocentryk - to cały profesor Harry Edward Styles. - Mruknęła i odrzuciła za głowę kosmyk włosów, który wypiął się z idealnego koka.
- Próbuję. - Spojrzałam na zegarek w smartfonie. - Muszę lecieć, obiecałam rodzicom że wpadnę na obiad. - Pożegnałam się krótko, i pognałam w stronę parkingu przed uczelnią. Byłam czasami trochę spóźnialska, a moi starsi tego nie tolerowali. Zawszę była wojna na ten temat, nawet gdy przyszłam parę minut po ustalonym czasie. Otworzyłam automatycznie samochód, a przy swoim czarnym Rang Roverze stał oparty o drzwi, nie kto inny jak nie profesorek. Obrzuciłam go obojętnym spojrzeniem i wsiadłam do środka, odpalając silnik. Mimo godziny końca pracy, mieszkańców miasta, nie było strasznych korków, więc szybko dostałam się na przedmieścia, i zaparkowałam przy jednej z ogromnych rezydencji. Wcisnęłam czterocyfrowy kod, i pchnęłam metalową bramkę. Przeszłam przez nowoczesny ogród, i zadzwoniłam do drzwi.
- Jesteś na czas? - Ojciec otworzył drzwi. Był ubrany jak zwykle nienagannie, nawet gdy chodził po domu, mając wolne.
- Jak widać. - Powiedziałam od niechcenia i przeszłam przez cały dom. Był urządzony w stylu innowacyjnym, ale z gustem, i wyczuciem smaku. Pracował nad nim nie jeden architekt, więc nie można było spodziewać się niczego innego jak takiego efektu końcowego.
- Cześć słonko. - Z bordowej sofy dwuosobowej, wstała moja mama i uściskała mnie. - Jak tam w pracy?
- W porządku. - Stwierdziłam i wyszłam na taras, usiadłam przy stolę na którym wszystkie dania były rozłożone.
- Potrzeba Ci pieniędzy? - Tata wziął mój talerz i nałożył roladkę z łososia.
- Jack! - Moja rodzicielka strzepnęła pyłek z jasnoróżowych, lejących spodni od Versac. - Ty zawsze na początku musisz prowadzić rozmowy na ten temat? Nie możemy porozmawiać na miłe tematy, przy obiedzie? - Wrzuciła do dzbanka z kryształową wodą, parę kostek lodu.
- Wybacz. - Położył przede mną sztućce wraz z półmiskiem. Jedzenie posiłku minęło w absolutnej ciszy, tak jak zwykle w tym domu. Według nich oznaczało to elegancje, i pełną kulturę, choćby w towarzystwie domowników. Upiłam łyk przeźroczystej cieczy, i oparłam się na krześle.
- Bardzo będziecie źli jeśli nie zjem dzisiaj deseru? - Wstałam od stołu, patrząc na ich niepewne miny. Wiedziałam że będą zdenerwowani ale chciałam dzisiaj odpocząć w swoim mieszkaniu, z lampką wina w dłoni, i dobrą lekturą.
- Jeśli musisz. - Rzuciła od niechcenia matka, a ojciec wzruszył ramionami.
- Słuchaj, poznałaś profesora Stylesa? - Tata podniósł palec żebym poczekała.
- Tak, - mruknęłam nieśmiało, nie chciałam schodzić na temat tego człowieka - nie robi dobrego wrażenia.
- Jak to? - Uniósł brwi ku górze.
- Musi być świetny? - Odwróciłam się na pięcie i wyszłam. Wrzuciłam torbę na tylne siedzenie i odpaliłam samochód. Nie miałam tematów z rodzicami, i zawsze schodziły one na takie o których nie lubię mówić, a ten koleś zdecydowanie nie zrobił na mnie dobrego pierwszego wrażenia.

1 komentarz: