wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 5


- Nie pozwolę, żeby ktokolwiek mnie tak traktował. - Podeszłam do niego i popatrzyłam mu odważnie w oczy. Dopiero teraz zauważyłam, że nasze kolory tęczówek były w tym samym kolorze, a nawet i odcieniu. 
- Wyjdź. - Syknął w moją stronę, unikając mojego spojrzenia. - Możesz jutro nie przychodzić do pracy. - Powiedział na odczepne, i wzięła łyka alkoholu. Tego było już za wiele. 
- Co proszę?! - Krzyknęłam. 
- Czego nie zrozumiałaś z tego polecenia? - Widziałam że trzymał swoje nerwy na wodzy, i powoli chciał dać im upust. Nie bałam się go. Był zwykłym idiotom. 
-  A czego Ty - podkreśliłam dobitnie ostatnie słowo - nie zrozumiałeś, gdy podpisywałeś umowę?! Zero picia trunków w pracy! - Przechyliłam jego szklankę, a bursztynowy płyn, rozlał się po drewnianej podłodze. 
Popatrzył na mnie z mordem w oczach, przybliżając się znacznie do mojej osoby. 
- Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego co robisz... - Cofnęłam się, a złośliwa szafa była tuż za mną, uniemożliwiając mi dalszy ruch. - Nie wiesz z kim zadzierasz. - Warknął mi do ucha, a ja zgrabnie go wyminęłam i wybiegłam z budynku. 

- Marsh, Ty debilko. - Blondynka oparła się na sofie, słuchając mojej opowieści z dzisiejszego dnia.
- No co miałam zrobić. - Szepnęłam.
- Wylatujesz z pracy? - Zmarszczyła brwi.
- Mam nadzieje że nie. Pójdę jutro normalnie, i może powinnam go przeprosić. - Przełknęłam głośno ślinę, wyobrażając sobie ten moment. On siedzący arogancko na wygodnym fotelu, a ja na kawałku drewna naprzeciwko przepraszająca go za całe zajście. O nie, co to to na pewno nie. Nie powiedziałabym mu nawet 'sory'. - Nie to nie jest jednak dobry pomysł.
- Wysil się, i powiedź to głupie 'przepraszam'. - Popatrzyła na mnie ironicznie. - Może nic Ci się nie stanie.
- Wygłupiłam się. Cholera. - Zaklnęłam pod nosem, i poszłam do kuchni po coś mocniejszego. - Muszę się upić. - Stwierdziłam, widząc zszokowaną minę Megan.
- A rano będziesz zdychać. - Chciała odebrać mi butelkę z ręki, ale zrobiłam szybki unik i rozlałam przeźroczystą ciecz do dwóch kieliszków.
- Popitka. - Mruknęła, przynosząc sok pomarańczowy.
- To za co pierwszy toast? - Spytałam, unosząc szkło.
- Za... Ciebie mądralo. - Zaśmiała się, i równo wypiłyśmy alkohol.

Obudziły mnie pierwsze promienie słońca, wpadające przez białe, zasłonięte kotary. Przetarłam oczy, i podparłam się na łokciach. Przypomniałam sobie, wczorajszą rozmowę, i wstałam, podążając do łazienki. Stanęłam przed lustrem, spoglądając na swoje odbicie. Nie wyglądałam źle. Włosy były lekko potargane, a twarz wyglądała jakbym nic wczoraj nie piła. Moje zielone oczy, błyszczały, ale gdzieś na dnie tych szmaragdowych tęczówek, dostrzegłam strach. Bałam się dzisiejszego dnia? Może trochę.
Włożyłam czarne rurki, i czerwoną sportową bluzkę, z numerkiem 85 na przodzie. Zarzuciłam na to jeansową, przecieraną kurtkę, i stanęłam przed lustrem przeglądając się. Po chwili zastanowienia, na stopy wsunęłam czarne botki, ze złotym suwakiem od zewnętrznej strony, a potrzebne rzeczy schowałam do czarnej listonoszki.
Czując zapach, zmielonej już kawy, pobiegłam do kuchni, i nalałam gorący napój do kubka. Wzięłam dużego łyka, a resztę zostawiłam. Stres utrudniał mi zjedzenie czegokolwiek, więc głodna wyszłam z domu.

Zamknęłam samochód, i poprawiłam włosy. Miałam już dość tego dnia. Na samym początku, pracownik stacji benzynowej nalał mi złego paliwa, więc samochód chodził możliwie wolno, a korków nie brakowało na ulicy. Co się rozpędziłam, to musiałam stawać. Wrzuciłam z irytacją kluczyki do torebki, i podążyłam w stronę wejścia.
- O witam panią Marsh - Styles, zatrzymał się na korytarzu widzą mnie.
- Dzień dobry - mruknęłam niepewnie - moglibyśmy porozmawiać? - spytałam niepewnie.
- Oczywiście. - uśmiechnął się, i przepuścił mnie przodem do swojego gabinetu - Rozumiem że chodzi o wczorajszy incydent. - rozpiął guzik marynarki i usiadł naprzeciwko mnie
- Tak. Chodzi o to. Chciałam pana przeprosić za to całe zajście. Nie wiem co we mnie wstąpiło. - skupiłam się na skubaniu swojej bluzki byle by nie patrzeć na jego
- Ja też jestem winny pani przeprosiny. Poniosło mnie. - podniosłam na niego wzrok ze zdziwienia
- Taa. - wstałam, zmusiłam się do uśmiechu i wyszłam, z wielkim zszokowaniem wymalowanym na twarzy.